Aktualności

Dzień weterana 2021

Świadkowie historii świętowali dzień kombatanta i weterana w Centrum Hsitorii Zajezdnia. Złożyli kwiaty przed tablicą upamiętniającą strajk w zajezdni nr VII, zwiedzili wystawę „Wrocław 1945-2016” oraz zostali odznaczeni medalami.

Dzień kombatanta i weterana obchodziliśmy w Centrum Historii Zajezdnia z małym poślizgiem spowodowanym pandemią. Przedstawiciele stowarzyszeń kombatanckich spotkali się w CHZ gdzie wręczone zostały odznaczenia.

– Dzięki waszemu poświęceniu świat staje się bezpieczniejszy – mówił Edward Klimas wiceprezes wrocławskiego Koła SKMP ONZ.

Kombatanci zwiedzili nasze stałe ekspozycje, oraz uczestniczyli w otwarciu wystaw w holu CHZ „Milito Pro Patria – Walcz dla Ojczyzny” oraz „Udział Polskich Żołnierzy w Wojskowych Misjach Zagranicznych”.

Wspólnie złożyliśmy kwiaty pod pamiąkową tablicą poświęconą Solidarności a niektórzy kombatanci zostali odznaczeni medalami „Za zasługi dla SKMP ONZ”.
My rónież zostaliśmy uhonorowani okolicznościowym medalem Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ.

KM

Spotkanie autorskie z Moniką Kowalską, autorką „Lwowskiej kołysanki”

Zapraszamy do Zajezdni na spotkanie z Moniką Kowalską, autorką "Lwowskiej kołysanki". Spotkanie poprowadzi Olga Szelc.

Ze względu na Państwa bezpieczeństwo podczas spotkania należy przestrzegać zasad reżimu sanitarnego i zachować dystans społeczny. Wejście do sali kinowej, w której odbędzie się spotkanie możliwe będzie w maseczce i po uprzedniej dezynfekcji rąk. Obłożenie wynosi 50%, co oznacza 25 miejsc na widowni. Obowiązuje REZERWACJA MIEJSC pod adresem mailowym: wydarzenia@zajezdnia.org

Książka autorstwa Moniki Kowalskiej przenosi nas do Lwowa końca lat trzydziestych. To tu, w domku przy nasypie kolejowym oplecionym dziką różą, wychowała się Ada, najstarsza z trzech córek zubożałej arystokratki i kolejarza. Choć często brakowało im chleba, miłości zawsze było pod dostatkiem. Stojąca u progu dorosłości dziewczyna usiłuje wyrwać się z biedy, której doświadczają wszyscy wokół. Chce porzucić zabłocone zaułki przedmieścia, marzy jej się wielki świat. Przemierzając ulice Lwowa, odkrywa piękne i dumne miasto, ale także… ciemną stronę ludzkiej natury. Jak pozostać sobą, gdy nawet najbliżsi mają mroczne tajemnice?

Tę wyprawę po lepsze życie przerywa atak Niemiec na Polskę. Codziennością stają się tułaczka, głód i wszechogarniający strach. W tym ponurym czasie nawet pierwsza miłość, początkowo słodka jak miód, ma w sobie gorycz piołunu…

Monika Kowalska jest wrocławianką, pełnoetatową matką trzech młodych kobiet w różnym wieku, redaktorką i autorką setek opowiadań w pismach kobiecych, kryminalnych i retro. Przez wiele lat prowadziła również czasopisma dla najmłodszych. Uwielbia książki historyczne, fantastyczne, kryminały oraz powieści, najlepiej grube. Lubi wędrówki w nieznane, podczas których można potknąć się o jakąś historię, także tę przez wielkie H. Intryguje ją przeszłość i świat, którego już nie ma, a tropienie losów przodków niezmiennie wywołuje u niej dreszcz emocji. Wielką miłością darzy zarówno Wrocław, jak i Lwów, z którego wywodzi się jej rodzina. W wolnych chwilach piecze chleby, chodzi na długie spacery z ukochanym labradorem i z różnym skutkiem próbuje uprawiać przydomowy ogródek.

Olga Szelc jest redaktorką i edukatorka. Prowadzi spotkania literackie w projekcie Sąsiedzka Biblioteczka oraz spotkania autorskie w Kawiarni Sąsiedzkiej Ośrodka Działań Artystycznych Firlej. Autorka bloga zapisanechwila.blogspot.com/ i strony na Facebooku „Książki pod ręką”. Jako recenzentka współpracuje z portalem Iceland News Polska,magazynem polsko-islandzkim ROK oraz jako dziennikarka z „Głosem Mordoru”. Współpracowała jako redaktorka prowadząca i autorka wywiadów przy tworzeniu książki społecznej „Pod wspólnym parasolem”, wydanej przez Wrocławskie Centrum Rozwoju Społecznego, pod patronatem honorowym Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka. Publikowała również opowiadania w dwóch antologiach: „U nas za stodołą" oraz „Nadodrzańskie opowieści grozy". Pełni funkcję sekretarza w zarządzie Osiedla na Starym Mieście we Wrocławiu i jest członkinią Stowarzyszenia Dolnośląski Kongres Kobiet. W roku 2021 otrzymała stypendium artystyczne Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka w dziedzinie upowszechniania kultury i obecnie pracuje nad projektem „Kobiety z Teatru Kalambur. Herstoria".

Centrum Historii Zajezdnia jest patronem wydawnictwa. Podczas spotkania będzie możliwość zakupu książki.

KOŻ

„Gdy umrę, daj mi Wielkopolskę w niebie…” – „Orzech” o sobie i my o „Orzechu”

Powiedzieć, że „Orzech” był wielki, to jakby powiedzieć wszystko i nic… Kształtowały Go dwie rzeczywistości, o czym często wspominał: Kobylin w Wielkopolsce, skąd pochodził, i rodzina. To w Kobylinie chciał być pochowany, ale gdy został honorowym obywatelem Wrocławia, zmienił testament. Zmarły 19 maja ks. Stanisław Orzechowski był nie tylko obserwatorem historii, ale także jej kreatorem. Za pół roku, w listopadzie, skończyłby 82 lata. Był jednym ze Świadków Historii, a w złożonych niegdyś w Ośrodku „Pamięć i Przyszłość” obszernych relacjach ze swojego życia i działalności poruszył wiele niezwykłych wątków. Wspominając zmarłego „Orzecha”, publikujemy m.in. wybrane fragmenty jego wspomnień oraz archiwalne fotografie, niektóre nie były dotąd nigdy pokazywane.

„Orzech” wielokrotnie powtarzał, że Jego ukochana Wielkopolska była miejscem o nieprzerwanej tradycji. Jego doszukiwanie się historii rodu w księgach metrykalnych sięgało XVI wieku. W Wielkopolsce nie mieszkał jednak długo, bo niespełna 14 lat. Urodził się 7 listopada 1939 roku i jeszcze przed czternastymi urodzinami znalazł się we Wrocławiu w technikum budowlanym. „To przysłowie się potwierdziło: »Czym skorupka za młodu nasiąknie…«. Więc moja skorupka nasiąkła Wielkopolską” – mówił w jednej z relacji złożonych w Ośrodku „Pamięć i Przyszłość”. Dzięki latom spędzonym w Kobylinie nasiąknął tą tradycją na resztę „wrocławskiego życia”. Nie wstydził się nigdy rodzinnej miejscowości i w swoim nauczaniu przemycał zawsze wiele ulubionych wielkopolskich określeń. Do słynnego cytatu z Biblii: „O Jeruzalem, jeśli bym zapomniał o tobie, to niech przyschnie język do podniebienia”, dodał niegdyś swój własny ciąg dalszy: „Boże, ze łzami błagam Ciebie, gdy umrę, daj mi Wielkopolskę w niebie”.

To tam, w tej ukochanej Wielkopolsce chciał być pochowany. Gdy jednak Wrocław uhonorował Go – najpierw Nagrodą Wrocławia, a potem tytułem Civitate Wratislaviensi Donatus, czyli honorowym obywatelstwem Wrocławia – zmienił zdanie. „Zdaje się, że jednak grób będzie tu [we Wrocławiu], bo jak dostałem od Wrocławia nagrodę, jestem obywatelem honorowym Wrocławia, zająłem podobno trzecie miejsce – jak to się mówi – wśród znaczących osób we Wrocławiu, to spowodowało, że zmieniłem moją decyzję w testamencie, że jednak tu trzeba być pochowanym, skoro jest się obywatelem honorowym Wrocławia i to tak zostało oficjalnie wręczone” – tłumaczył swoją decyzję. Mawiał też, że chce, by jego pogrzeb był radosny… Na cmentarzu św. Wawrzyńca przy ul. Odona Bujwida, w sąsiedztwie miejsca, w którym posługiwał ponad pół wieku, spocznie w poniedziałek 24 maja, dołączając do grona wybitnych wrocławian tam pochowanych.


Orzech w czasie mszy w 1985 roku

Ksiądz Stanisław Orzechowski w trakcie mszy świętej sprawowanej podczas V Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej na Jasną Górę, sierpień 1985 roku. Fot. Marcin Gruszecki / archiwum Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej


„Orzech” często powtarzał: „Kochająca się rodzina to fundament wychowania”. Wzrastał wraz z trzema braćmi, mamą Stanisławą i ojcem Franciszkiem w domu pełnym miłości. Był czas okupacji i, jak wspominał, łatwo było wtedy o nienawiść. Obrazy z dzieciństwa, jakie miał w pamięci, były okrutne. Bita przez Niemców mama i cudowne ocalenie życia za bójkę z synem lokalnego niemieckiego dygnitarza, który spalił Mu klatkę z ukochanymi królikami. Szczucie przez niemieckich żołnierzy psów na powracające z ciężkiej pracy polskie kobiety. Może to właśnie te obrazy sprawiły, że „Orzech” chciał umieć się bronić i w młodości uprawiał boks. Z drugiej strony w swoich wspomnieniach przywołuje opis Niemki, która tuż przed wkroczeniem Rosjan do wsi podarowała Jego mamie kozę ze słowami, by ją wzięła, bo jej mleko uratuje ich od głodu. „I moja mama wzięła, i koza nas uratowała prawie od śmierci głodowej” – wspominał, dodając, że Niemka zginęła potem tylko dlatego, że odezwała się do rosyjskiego żołnierza po niemiecku…

„Nie ma przypadków w życiu…”, czyli „Orzech” o swoim powołaniu

Jak mówił „Orzech”, to właśnie te obrazy z czasów wojny wielokrotnie pozwalały Mu zrozumieć fenomen chrześcijańskiej miłości i postawę swojego duchowego nauczyciela – kardynała Bolesława Kominka, z rąk którego 28 czerwca 1964 roku przyjął święcenia kapłańskie.

Jak to się stało, że „Orzech” wybrał drogę kapłańską i trafił do wrocławskiego seminarium? „Nie ma przypadków w życiu. Wszystko ma swoją logikę przyczynowo-skutkową. […] No więc jeśli nie ma przypadków, to trochę się musiał ze mną droczyć Pan Jezus, bo to się stało dosyć dramatycznie. Ja myślałem, że jakieś mam zwidy czy coś, mrzonki. Ale to docierało do mnie coraz mocniej. No i wreszcie poszedłem do proboszcza, którego zdziwiłem bardzo, że chcę iść do seminarium, bo byłem po technikum budowlanym. Jestem właściwie hydraulikiem. On jednak pojechał do Poznania, bo to była moja diecezja. Ale Poznań miał tylu kandydatów, że rektor wtedy powiedział tak: »Mam tyle kandydatów po liceum, którzy mają już za sobą nauczanie łaciny, że dla niego jednego będziemy robić teraz jakiś specjalny kurs łaciny?«. No i tak proboszcz przyjechał z kwitkiem. Mówi: »Twoje technikum jakoś tak rektora nie przekonało«. Ja pomyślałem, że to dobrze, co się będę martwił. Ale proboszcz nie dał za wygraną. Zadzwonił do Wrocławia i jak poszedłem do kościoła, to on mi za tydzień powiedział: »Być może, że Wrocław jest otwarty«. Wrocław już znałem, przyjechałem i zostałem przyjęty – wspominał „Orzech”, dodając, że cieszył się z takiego obrotu spraw, bo we Wrocławiu czuł się dobrze.


Orzech i Wujek w 1987 roku

„Orzech” i „Wujek”, czyli księża Stanisław Orzechowski i Aleksander Zienkiewicz podczas VII Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej na Jasną Górę, sierpień 1987 roku. Fot. NN / archiwum Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej


Bez wątpienia kapłani, których „Orzech” spotkał na swojej drodze, wywarli na Niego ogromny wpływ. W 2008 roku mówił: „Miałem bardzo dobrych mistrzów. Poczynając od najwyższego w hierarchii stanowiska, pierwszy to był kard. Bolesław Kominek. Wielka głowa, wielkie serce, architekt owego listu, dzięki któremu się otwarło porozumienie z Niemcami, co wtedy rzeczywiście narobiło hałasu. Ale to był tego formatu człowiek. Ja myślę, że duże jego piętno jest na moim życiu. To niewątpliwie”. Oprócz niego wpływ na „Orzecha” mieli także inni duchowni, jak choćby ks. Andrzej Wronka, biskup pomocniczy wrocławski w latach 1957-1974. „Orientalista, świetny liturgista, który miał taką szerokość spojrzenia. Nie wychował mnie na terrorystę liturgicznego, ale zaszczepił we mnie rozumienie liturgii – to ważne” – wspominał „Orzech” biskupa Andrzeja Wronkę. Ciepło wypowiadał się też m.in. o biskupie Pawle Latusku, który w czasach rozpoczętych jesienią 1958 roku studiów „Orzecha” był rektorem Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu: „Rektora mieliśmy […] z cholerycznym temperamentem, więc było ciekawie, ale też to był nieprzeciętny człowiek, jeżeli chodzi o miłość do Kościoła. Dosyć długo siedział w więzieniu za tę wierność Kościołowi. Też jego piętno jest w moim życiu. […] Miałem bardzo dobrych spowiedników. Mogłem sobie wybrać bardzo mądrych spowiedników i być może dzięki temu uratowali mnie przy różnych wątpliwościach. Bo były takie chwile, że ja już nie wiedziałem, co począć ze sobą i wtedy złożyłem decyzje na spowiedników”.


Orzech i o. Ludwik Wiśniewski OP

Dwaj legendarni wrocławscy duszpasterze akademiccy: Ks. Stanisław Orzechowski i o. Ludwik Wiśniewski OP na VII Pieszej Pielgrzymce Wrocławskiej, sierpień 1987 roku. Fot. Anna Boryska / zbiory prywatne


Czas studiów we wrocławskim seminarium nie był łatwy. „Moje studia przypadały w okresie, kiedy się Sobór [Watykański II] jeszcze nie skończył, czyli nie było oficjalnej nauki Kościoła, która się na soborze konsolidowała, więc miałem takie nieszczęście słuchać od niektórych profesorów: »Teraz musimy wykładać tak, jak było, ale po soborze to się zmieni«. No więc to utrudniało bardzo uczenie się. Uratowało mnie, pomogło mi wyjść z tego zaułka to, że poszedłem na studia na KUL. I tam już docierała nauka Soboru Watykańskiego II. I tam wtedy mogłem się spotkać z tymi decyzjami. Czyli wracając już wtedy ze studiów z Lublina, miałem już takie rozeznanie w tych głównych nurtach soborowych. To było bardzo mi potrzebne, żeby przede wszystkim poznać ducha soboru, no bo trudno wszystko znać na pamięć” – wspominał pół wieku po rozpoczęciu studiów.

„Wychowam Cię tak, że będziesz sikał z radości na widok każdego człowieka”, czyli „Orzech” o wybaczaniu

Legendarny wrocławski duszpasterz akademicki mówił wielokrotnie, że w życiu trzeba rozumieć radykalizm św. Pawła i umieć wybaczać. Chodzi o to, by Ewangelię wykonywać, a nie tylko znać ją w teorii. „Nie liczymy, co my jesteśmy winni, co wy – przepraszamy. I prosimy o wybaczenie” – mówił „Orzech”. Żartem opowiadał, że kiedyś w młodości dostał od brata szczeniaka – owczarka niemieckiego. Mały psiak przywołał okupacyjny obraz agresji i przypomniał „Orzechowi” o urazie wobec Niemców. Doskonale pamiętał piekło wojny. Pamiętał, jak Niemcy bili jego matkę, bo nie powiedziała „Heil Hitler”. Początkowo miał taką myśl, by tego podarowanego mu psa zabić. Zabić z nienawiści i niejako w odwecie za wszystkie krzywdy i rany wojenne. Potem jednak pomyślał: „Nie, wychowam Cię tak, że będziesz sikał z radości na widok każdego człowieka”. I to Mu się udało.

Po latach ta nauka pozwoliła Mu inaczej spojrzeć na polsko-niemieckie relacje. Zapytany niegdyś o osobisty stosunek do słynnego orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich powiedział: „Ten list pomógł mi sięgnąć po moje chrześcijaństwo. Bo wtedy sobie powiedziałem: no dobrze, cóż z tego, że jesteś chrześcijaninem, jak będziesz całe życie nosił nienawiść do Niemców. I wtedy dopiero zrozumiałem, że tego Ewangelia ode mnie żąda. Chrystus ode mnie żąda tego, bo to Orędzie zostało na Ewangelii oparte”. Zrozumienie tego i przyswojenie tej nauki było zdaniem „Orzecha” początkiem jego leczenia się z powojennej traumy, niechęci do Niemców i wszystkiego, co niemieckie. „Groźny nie był tylko mur berliński, ale mury, które były w nas, mury, które były w środku – ja taki mur miałem. I on dopiero chyba teraz został przewrócony do końca” – mówił. Gdy zrozumiał przesłanie płynące z głębokiej myśli kardynała Bolesława Kominka, łatwiej przyszło Mu pojednanie się z braćmi zza zachodniej granicy.


Orzech na pielgrzymce

„Orzech” koncelebrujący mszę świętą podczas V Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej na Jasną Górę, sierpień 1985 roku. Fot. NN / zbiory Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”


W Niemczech był kilkukrotnie, choć tak naprawdę nie lubił wyjazdów zagranicznych bez względu na to, gdzie miał jechać. Uważał, że może to być efekt jego uczuć patriotycznych wyniesionych z rodzinnego domu. „Jest u mnie rysa taka bardzo zasadnicza w osobowości – patriotyczna. Ona ulega zmianie, ale nigdy nie było cofania się z tego wątku. Do żywego mnie obchodzi to, co się dzieje z Polską, Polakami i tego się już nie pozbędę, nie. Ostatnio zaczynają mnie troszeczkę irytować Polacy, ale nie dlatego, że ich nie znoszę, ale dlatego, że widzę, że się źle dzieje. Nie wiem, kto mnie tego nauczył, bo to są pewne uczucia patriotyczne. Uczucia są uczuciami wyższymi. Z nimi się człowiek nie rodzi. Ja myślę, że to była taka dyskretna sprawa matki, która dbała o to, żeby sztandar wywiesić na 3 maja, uczyła nas różnych tych piosenek: »Ta szara piechota«, czy »Oto dziś dzień krwi i chwały«. To się okazało, że tego się nauczyłem w dzieciństwie. Ale za to bardzo się wzruszam, kiedy słyszę hymn narodowy. Te trąbki, kiedy jest to dobre nagranie… Wtedy wyrastają skrzydła. Ale tak się odzywa we mnie to uczucie. Czy ja mam postawę patriotyczną, to inna rzecz. Ale że towarzyszą mi w życiu uczucia patriotyczne, to na pewno. Stąd za granicą długo nie wytrzymuję. Najwyżej dwa tygodnie, miesiąc, potem już nie mogę znieść. No, to jest też coś mojego”.


Orzech na Mazowieckiej 1, msza polowaOrzech na Mazowieckiej, msza polowa

Msza święta odprawiona przy ul. Mazowieckiej z okazji uroczystości Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski i rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Pierwszy od lewej przy ołtarzu: ks. Stanisław Orzechowski, 3 maja 1981 roku. Fot. NN / zbiory Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”


„Jak długo będę żył, zawsze Wam pomogę”, czyli miłość bliźniego według „Orzecha”

Miłość bliźniego i przygotowanie do bycia w rodzinie były duszpasterskim powołaniem „Orzecha”. W czasie studiów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie w 1972 roku uzyskał licencjat z teologii, był uczniem Karola Wojtyły. „Postać, która rzeźbiła mnie – Wojtyła jeszcze zanim został papieżem, ponieważ Wojtyła również miał dosyć duże skłonności, jeszcze jako młody biskup, do zainteresowań rodziną. Jego etyka zahaczała bardzo mocno o rodzinne sprawy i tutaj miałem okazję często się z nim spotykać. Spotkałem się bardzo wyraźnie na KUL-u, kiedy chodziłem na wykłady, żeby go podsłuchać. Do dzisiaj pamiętam kluczowe wykłady, które są w mojej świadomości, które znam na pamięć. To potem bardzo było ważne, że jestem człowiekiem Jana Pawła II w tym znaczeniu, że to też nie przypadkiem, że zasadniczo cała moja praca duszpasterska była pod jego laską pasterską. Olbrzymi wpływ miały wszystkie jego podróże do Polski. Tak, to jest rzeczywiście niezwykła siła oddziaływania na moje życie” – mówił „Orzech” kilkanaście lat temu.

Ksiądz Stanisław Orzechowski całe swoje życie poświęcił młodzieży, ludziom pracy, a także potrzebującym rodzinom. Tą miłością potrafił się dzielić. Kiedyś poproszono Go o radę w decyzji o adopcji dziecka. Dylematem małżonków była obawa, że można nie podołać takiemu zadaniu. „Orzech”, wspierając tę decyzję, powiedział: „Nie bójcie się. Jak długo będę żył, zawsze Wam pomogę”. I pomagał. Nie tylko tej jednej rodzinie, ale wielu innym. Pomagał każdemu, kto zwrócił się do niego o pomoc.

„Pierwsza moja placówka to Nowa Ruda”, czyli „Orzech” wśród górników

Tuż po studiach we wrocławskim seminarium i przyjęciu święceń kapłańskich nadszedł dla „Orzecha” czas na pierwszą placówkę. Na początku drogi kapłańskiej była nią górnicza Nowa Ruda, gdzie w latach 1964-1967 był wikariuszem w parafii pw. św. Barbary. Duszpasterski tygiel postaw, osobowości i kultur – wygnani z Kresów Polacy, niemieccy autochtoni i komunizujący repatrianci z Francji. Po latach „Orzech” wspominał, że lubił uczyć religii noworudzkich maturzystów, bo byli prawie jego rówieśnikami, trudniej szła Mu natomiast praca wśród górników. Miał obraz górniczego stanu przywiązanego do tradycji i wiary, a w zagłębiu noworudzkim dominowali polscy komuniści z Francji, którzy wracali do ojczyzny z myślą o ustrojowym robotniczym raju. Czekało tutaj na nich ustrojowe i egzystencjalne rozczarowanie.

Z tego okresu pracy kapłańskiej „Orzech” zapamiętał szczególnie mocno jeden wątek: że wobec częstych górniczych katastrof i metanowego zagrożenia wybuchem, ci, którzy zjeżdżali na dół kopalni, przechodzili szybki kurs wiary. „Te ciężkie warunki zbliżały ich do Pana Boga, zbliżały do Kościoła. Oni wiedzieli, a poza tym ja – tak wychowany, jak mówiłem – byłem po ich stronie. I oni to wiedzieli. Nawet takie rzeczy robiłem, że na kolędzie się z każdym siłowałem na rękę – to pamiętam, że mnie tylko jeden położył. Tak, to była ważna moja pierwsza parafia. Tam naprawdę się napracowałem, bo proboszcz był chory, już taki starszy… Już dzisiaj nie do wiary. Byłem silny wtedy, młody. Miałem 45 godzin tygodniowo lekcji religii i plus jeszcze inne: pogrzeby, śluby, msze, spowiedź…” – wspominał „Orzech” swoją pierwszą parafię.


Orzech na weselu

Przyjaźnie zawarte przez „Orzecha” na Śląsku przetrwały wiele lat. Na zdjęciu ks. Stanisław Orzechowski na przyjęciu weselnym w Nowej Rudzie po ślubie Ewy Jezienickiej i Juliana Golaka, 27 grudnia 1986 roku. Fot. NN / zbiory Juliana Golaka


„Zasadniczo Wrocław stał się miejscem mojego życia”, czyli „Orzech” wrocławianinem

Początek drogi kapłańskiej „Orzecha” zbiegł się z początkiem reformy posoborowej. Po Nowej Rudzie i następnie po studiach na KUL nadszedł czas pracy w charakterze wykładowcy. Klerykom Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu posługiwał przez wiele lat nie tylko jako nauczyciel, ale także jako spowiednik. Spowiadał nie tylko ich, ale także niezliczonych penitentów. Niejednokrotnie spowiadał cały dzień, a nawet w nocy, czasami aż do skrajnego wyczerpania.

To był też początek jego pracy z młodzieżą akademicką w charakterze wikarego w parafii pw. św. Wawrzyńca, do której trafił w 1967 roku. Szybko stał się twarzą i dobrym duchem Duszpasterstwa Akademickiego „Wawrzyny” – był ojcem „Wawrzynów”. O tym, co stworzył, posługując przez pół wieku jako duszpasterz akademicki, najlepiej mówią liczne świadectwa tych, którzy mieli z Nim kontakt. Swoją troską i opieką otaczał jednak nie tylko młodzież akademicką, ale także na przykład hippisów prześladowanych w latach 70. XX wieku. Ta otwartość w pracy z młodymi ludźmi, a szczególnie legendarne nauki przedmałżeńskie zwane „kursami antymałżeńskimi” uczyniły z ks. Stanisława Orzechowskiego osobę niezwykle popularną i to nie tylko we Wrocławiu.


Orzech idą z pielgrzymką ulicą miejską pozdrawia mieszkańców

VI Piesza Pielgrzymka Wrocławska na Jasną Górę, sierpień 1986 rok. Fot. Julian Golak / zbiory prywatne


„Orzech” znany był nie tylko we Wrocławiu, ale i daleko poza nim. Był rozchwytywanym kaznodzieją. Jak mówił ks. Aleksander Radecki, o niemal nieustającym i niezwykle głębokim kaznodziejstwie tego duszochwata najlepiej świadczyło Jego zdarte gardło. W niektórych kręgach „Orzech” uchodził nawet za świętego już za życia. Krzysztof Turkowski, który wraz z „Orzechem” w 1991 roku pielgrzymował do Ostrej Bramy w Wilnie, wspominał, że bywały na trasie miejsca, gdy ludzie przynosili do ks. Orzechowskiego obłożnie chorych. Wierzyli, że gdy „Orzech” położy na nich swoją dłoń, doświadczą czegoś niezwykłego, może nawet uzdrowienia.


Orzech podczas kazania na Pieszej  Pielgrzymce Wrocławskiej

„Orzech” w trakcie jednej ze swoich porywających homilii podczas VIII Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej na Jasną Górę, sierpień 1988 roku. Fot. NN / zbiory Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”


„Potrzebują słów, które by inspirowały, wyzwoliły coś”, czyli „Orzech” i strajki, msze, głodówki i przerzut na Zachód

Ta szczególna popularność w kręgach młodych działaczy opozycji antykomunistycznej była kolejnym „nieprzypadkiem” w życiu „Orzecha”. Kiedy podczas wielkiego sierpniowego strajku w 1980 roku, który trwał w zajezdni autobusowej nr VII przy ul. Grabiszyńskiej, wśród strajkujących pojawiła się potrzeba modlitwy, spowiedzi i eucharystii, dwóch młodych działaczy studenckiej opozycji – Maciej Zięba i Krzysztof Turkowski – zaproponowało, aby z prośbą o odprawienie mszy świętej dla strajkujących robotników zwrócić się właśnie do księdza Stanisława Orzechowskiego. „Orzech” był już wtedy znany w kręgach wrocławskiego Klubu Inteligencji Katolickiej i pomagał m.in. Rafałowi Dutkiewiczowi w przygotowaniach Tygodni Kultury Chrześcijańskiej. „Wiedziałem, że Stanisław jest księdzem pobożnym, gorliwym, takim z duszą duszpasterską po prostu, więc go zapytałem” – wspominał po latach o. Maciej Zięba OP, dominikanin, który wtedy został wydelegowany, by przywieźć „Orzecha” do strajkowego epicentrum, czyli do zajezdni przy ul. Grabiszyńskiej. „Orzecha” taka propozycja zaskoczyła. Po latach mówił: „Zaczęło się od zaproszenia na mszę świętą przy zajezdni autobusowej na Grabiszyńskiej. Tam bowiem był strajk, tam była siedziba koordynująca wszystkie strajki we Wrocławiu. Byłem bardzo zaskoczony, po prostu nie wiedziałem, co zrobić. Odprawić mszę świętą, ale czy tylko? I właśnie z tą sprawą poszedłem do kurii. Wtedy nie zastałem księdza arcybiskupa. Jeden z biskupów powiedział mi, żeby raczej nie było takiego bezpośredniego słowa homilii, żeby raczej przeczytać ostatni list biskupów, który nawiązywał do ostatnich wydarzeń w Polsce”.

„Orzech” uznał, że list episkopatu Polski wyjaśniający strajkującym manipulacje komunistycznej propagandy wobec kazania prymasa Stefana Wyszyńskiego na Jasnej Górze to jednak zbyt mało i postanowił wygłosić własne słowa otuchy do strajkujących robotników. „Przeczytałem ten list, ale po twarzach ludzi widać było, że to nie o to im chodzi, że potrzebują słów, które by inspirowały, wyzwoliły coś. Ludzie byli bardzo wewnętrznie napięci. Była w nich jakaś siła, jakaś emanacja, jakieś przeżycie. To nie były puste manekiny. I dlatego też przy końcu mszy świętej, przed rozesłaniem, postawiłem pytanie: »Po co tu przyszliśmy? Jeżeli przyszliśmy po to, żeby było więcej kiełbasy i tańszy chleb, to mnie tu by nie było. Ale jestem tu dlatego, iż wiem, że nie tylko po to tu przyszliśmy«. I wiedziałem, że rzeczywiście w tym momencie przekonuję wielu ludzi, że właściwie przyszliśmy tu dlatego, żeby przeżyć to, co się tu narodziło, co się objawiło. Czyli solidarność Polaków, która się kluła wtedy, solidarność narodu” – wspominał „Orzech” po latach.


Orzech w Zajezdni, w asyście ministrantów

Przygotowania do mszy świętej na terenie zajezdni autobusowej nr VII przy ul. Grabiszyńskiej (obecnie teren Centrum Historii Zajezdnia) z okazji pierwszej rocznicy strajków sierpniowych. W stule idzie ks. Stanisław Orzechowski, 31 sierpnia 1981 roku. Fot. NN / zbiory Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”


Orzech w Zajezdni nr VII. przy ołtarzu przed budynkiem hali

Msza święta odprawiona na terenie zajezdni autobusowej nr VII przy ul. Grabiszyńskiej (obecnie teren Centrum Historii Zajezdnia) z okazji pierwszej rocznicy strajków sierpniowych. Na podwyższeniu piąty od lewej (w garniturze) Władysław Frasyniuk, siódmy (w sutannie ze stułą) – ks. Stanisław Orzechowski, dziewiąty (z pastorałem) abp Henryk Gulbinowicz, 31 sierpnia 1981 roku. Fot. NN / zbiory Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”


Orzech w Zajezdni nr VII udzielający komunii św.

Ksiądz Stanisław Orzechowski udzielający komunii świętej podczas mszy świętej z okazji pierwszej rocznicy strajków sierpniowych, 31 sierpnia 1981 roku. Fot. NN / zbiory Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”


Ołtarz przed budynkiem zajezdni, zakrystia i konfesjonały w autobusach, na ulicy Grabiszyńskiej i na całym terenie wokół zajezdni – nieprzebrany tłum ludzi. Tak było w czasie tych słynnych dwóch mszy, które odprawił „Orzech”: w piątek 29 sierpnia oraz w niedzielę 31 sierpnia 1980 roku. Zarówno dla strajkujących, jak i dla wrocławian było to ważne wydarzenie. Budziło poczucie siły, jedności oraz wspólnoty, czyli solidarności. Te eucharystie, szczególnie ta niedzielna, stały się jednym z symboli wrocławskiego strajku. „Myśmy poczuli się wrocławianami wtedy, w czasie tej mszy Orzecha” – wspominał Krzysztof Turkowski i inni uczestnicy tego niezwykłego historycznego wydarzenia. Dla samego „Orzecha” sprawowane wówczas dla tłumu liturgie stały się początkiem wieloletniego zaangażowania w duszpasterstwo ludzi pracy [więcej o słynnych mszach na terenie zajezdni nr VII w sierpniu 1980 w artykule Marka Szjady pt. „»Poczuliśmy się wrocławianami«. O mszach w czasie sierpniowego strajku w zajezdni nr VII” [kwartalnik „Pamięć i Przyszłość” nr 3/2020 (49) oraz w artykule z 29 sierpnia 2020 roku z cyklu #WrocławskieHistorie „Dla nas to było święto”. O mszy w zajezdni nr VII”].

W sierpniu 1980 roku były msze na terenie zajezdni autobusowej, a kilka miesięcy później, w październiku, na terenie Lokomotywowni PKP Wrocław Główny. „Orzech”, syn kolejarza, poparł wówczas ogólnopolski strajk głodowy kolejarzy. Był kapelanem, obserwatorem, doradcą i jednym z nich, bo głodował razem z nimi. Duszpasterzem wrocławskich kolejarzy był przez blisko 20 lat.


Orzech w lokomotywowniOrzech w lokomotywowni

„Orzech” celebrujący mszę świętą w trakcie protestu głodowego kolejarzy we Wrocławiu, który rozpoczął się 20 października, a zakończył w nocy z 26 na 27 października 1980 roku. Fot. Janusz Wolniak / zbiory Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”


Początek lat 80. XX wieku to czas, gdy „Orzech” zaczął jeszcze aktywniej wspierać działania opozycyjne i roztaczać duchową opiekę nad działaczami nowo powstałej „Solidarności”. We wrześniu 1980 roku został kapelanem wrocławskiej „Solidarności”.

Z tym wsparciem i różnorodnymi jego formami wiąże się wiele wspomnień. O jednym właściwie nieznanym dotąd wydarzeniu z udziałem „Orzecha” opowiedział ostatnio Władysław Frasyniuk: tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego z radzieckiej jednostki wojskowej w Legnicy uciekł żołnierz. Schronił się w siedzibie „Solidarności”. Oprócz Władysława Frasyniuka wiedziało o tym zaledwie kilka osób, gdyż sytuacja ta stanowiła wielkie ryzyko zarówno dla ukrywającego się żołnierza, jak i dla tych, którzy go ukrywali. Jedną z wtajemniczonych osób był „Orzech”, który zobowiązał się do ukrycia uciekiniera i pomocy związkowcom w przerzuceniu go przez Gdańsk na Zachód. Dlatego też „Orzech” poznał wszystkie związkowe punkty kontaktowe. Wkrótce wybuchł jednak stan wojenny. Władysław Frasyniuk ukrywał się, a większość działaczy została internowana. Mimo to „Orzech” podjął się zaplanowanej wcześniej operacji i sam „dostarczył” żołnierza do Gdańska na statek. Kilka tygodni później „Głos Ameryki” podał, że uciekinier dotarł szczęśliwie na Zachód.

„Wieczny wikary”, czyli o wielkości „Orzecha”

„Orzech” miał przydomek „wieczny wikary”. Władze komunistyczne nie chciały wyrazić zgody na to, by pełnił funkcję proboszcza, w parafii pw. św. Wawrzyńca przy ul. Odona Bujwida następowały więc zmiany na tym stanowisku, a On jako wikary trwał. „To rzeczywiście jest dosyć dziwne, bo proboszczowie się zmieniali, a ja się nie zmieniałem. Wikary zostawał, proboszcz odchodził – to jest humorystyczne nawet” – wspominał z uśmiechem po latach. Mimo to robotnicy śmiali się, że „Orzech” był osobistym proboszczem Władysława Frasyniuka, który w latach 80. XX wieku mieszkał przy ul. Henryka Sienkiewicza, a zatem należał do parafii pw. św. Wawrzyńca.

Być może właśnie dlatego, że nie wypełniał obowiązków proboszcza, miał więcej czasu na inną posługę. Przez wiele lat pracy duszpasterskiej posługiwał nie tylko studentom, robotnikom i kolejarzom, ale także np. Rodzinom Katyńskim. Był kapłanem ludzi ubogich i potrzebujących. Zawsze kierował się sercem i z pewnością dlatego tyle osób do Niego lgnęło. Swoje duszpasterzowanie rozpoczął m.in. od mszy świętych sprawowanych z myślą o najmłodszych. Prostotą mówienia o Bogu językiem dzieci zachęcał rodziców do bycia w Kościele.

Z Jego inicjatywy w czasie stanu wojennego we wszystkie czwartki odbywały się słynne „Dwudziestki”, czyli msze święte odprawiane w intencji Ojczyzny w kościele przy ul. Odona Bujwida o godz. 20.00. Tam także, w siedzibie Duszpasterstwa Akademickiego „Wawrzyny” stworzył warunki sprzyjające działalności opozycyjnej. To tam młodzież mogła słuchać wykładów z historii Polski i spotykać się nie tylko z opozycjonistami, ale także z ludźmi ze świata nauki i kultury. Tam oglądano filmy zatrzymane przez cenzurę i tam czytano wydawnictwa podziemne. Tam w stanie wojennym Zarząd Regionu NSZZ „Solidarność” Dolny Śląsk ukrywał nie tylko swoich ludzi, ale także druki i sprzęty poligraficzne. Tam działał nieformalny punkt pomocy internowanym – „Orzech” osobiście zbierał informacje na ich temat i pomagał im oraz ich rodzinom, jak tylko mógł.

W czasie swojej 57-letniej posługi kapłańskiej „Orzech” wygłosił tysiące rekolekcji, konferencji i homilii. Wszystkie z niesamowitym i tak charakterystycznym dla siebie zaangażowaniem i poczuciem humoru. Oprócz tego spowiadał, udzielał pierwszej komunii świętej i sakramentu chorych, błogosławił małżeństwa, chrzcił dzieci, chował zmarłych przyjaciół i nie tylko… Słuchał, doradzał, pomagał. Wiele osób przy nim odkryło swoje prawdziwe powołanie. Zawsze chciał przy tym pozostawać w cieniu, bo uważał, że to Bóg powinien być na pierwszym miejscu. Nie lubił, by dużo o Nim mówiono lub pisano. Dziś, gdy już nie żyje, nie można nie napisać…


Orzech z Maliną i o. Ludwikiem

VII Piesza Pielgrzymka Wrocławska na Jasną Górę. Ręce do nieba wznosi o. Ludwik Wiśniewski OP. Obok „Orzecha” siedzi Mieczysław Maliński, wówczas pełniący funkcję „Orzech serwis”, później kapłan i duszpasterz akademicki znany jako „Malina”, sierpień 1987 roku. Fot. Anna Boryska / zbiory prywatne


Nie da się zaprzeczyć temu, że „Orzech” był duży. I to nie tylko dlatego, że tuż po urodzeniu ważył p

Otwarcie wystawy plenerowej!

Cztery dekady pielgrzymowania z Wrocławia na Jasną Górę to łącznie ok. 277 tys. pielgrzymów, 363 dni (prawie rok!) w trasie i ok. 8800 przebytych kilometrów. Z okazji przypadającego w 2020 roku jubileuszu 40-lecia Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej na Jasną Górę została zorganizowana wystawa plenerowa prezentująca dzieje sierpniowego pielgrzymowania z Wrocławia do Częstochowy.

Wystawa „HOMO VIATOR, czyli wyrusz w drogę! Czterdzieści lat Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej na Jasna Górę” została zrealizowana przez organizatorów Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej, w tym Stowarzyszenie Przyjaciół Duszpasterstwa Akademickiego „Wawrzyny”, we współpracy z Ośrodkiem „Pamięć i Przyszłość” (Centrum Historii Zajezdnia). Wystawa stanęła we Wrocławiu na ul. Świdnickiej (na wysokości kościoła św. św. Stanisława, Doroty i Wacława) 14 maja i tam będzie prezentowana do 27 maja.


Ekspozycja poświęcona historii Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej na Jasną Górę będzie prezentowana na ul. Świdnickiej do 27 maja. Fot. Marcin Bradke / Centrum Historii Zajezdnia


Oficjalnego otwarcia wystawy 18 maja dokonali wspólnie ks. Tomasz Płukarski, rzecznik prasowy Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej (PPWr) oraz dr Marek Mutor, dyrektor Centrum Historii Zajezdnia.


Oficjalne otwarcie wystawy pielgrzymkowej, 18 maja 2021 roku. Od lewej: Wiesław „Kuzyn” Wowk – główny koordynator służb pielgrzymkowych, dr Marek Mutor – dyrektor Centrum Historii Zajezdnia, ks. Tomasz Płukarski – rzecznik prasowy pielgrzymki, prof. Bohdan Aniszczyk – przewodniczący Rady Miejskiej Wrocławia. Fot. Marcin Bradke / Centrum Historii Zajezdnia


– Chcemy pokazać doświadczenie pielgrzymki wrocławskiej w przestrzeni miejskiej. To wydarzenie formowało pokolenia wrocławian i stało się historią naszego miasta. Jest też wielkim wezwaniem na przyszłość do wszystkich, którzy chcą przeżyć coś wspaniałego. Bo przecież pielgrzymka będzie trwała – mówił Marek Mutor, dodając: Sam byłem na sześciu pielgrzymkach. Było to dla mnie ważne doświadczenie, które pozostanie na całe życie.

Nie zabrakło ciepłych słów troski o głównego przewodnika Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej na Jasną Górę od początku jej istnienia: – Chciałbym wspomnieć ks. Stanisława „Orzecha” Orzechowskiego, który obecnie przebywa w szpitalu. Modlimy się za niego. To on jest duszą i sprawcą tej pielgrzymki od początku jej istnienia. Otwierając tę wystawę, myślimy o nim szczególnie – mówił dyrektor Centrum Historii Zajezdnia.


Dyrektor Centrum Historii Zajezdnia, dr Marek Mutor. Fot. Krzysztof Wowk / Wowk Digital


Ksiądz Tomasz Płukarski, rzecznik prasowy PPWr i zastępca głównego przewodnika, zwrócił uwagę na fakt, że w czasach, gdy o Kościele mówi się wiele złego, prezentowana w przestrzeni publicznej w centrum miasta wystawa pielgrzymkowa ma bardzo pozytywny przekaz i pokazuje, że wspólnota Kościoła może być bardzo atrakcyjna. – Pielgrzymka była atrakcyjna nie tylko dawniej, w latach 80. i 90. XX wieku, ale jest taka także dzisiaj, kiedy przeżywamy jubileusz 40-lecia pielgrzymki. I to udało się pokazać na tej wystawie. Na zdjęciach widzimy przede wszystkim ludzi. Zawarte jest na nich ogromne człowieczeństwo, ale też to, czego zawsze uczył nas „Orzech”: że we wspólnocie jesteśmy w stanie dokonywać wielkich rzeczy – mówił ks. Tomasz Płukarski. Odpowiadając na pytanie o fenomen pieszego pielgrzymowania, powiedział, że pielgrzymka jest takim miejscem, w którym każdy znajdzie coś dla siebie: – Każdy, kto wyrusza na pielgrzymkę, ma swoje własne intencje. Można przejść od niewiary do wiary, można znaleźć dobrego męża lub żonę, można też poznać Polskę z zupełnie innej perspektywy, można również doświadczyć żywego Kościoła, a także zmierzyć się z upałem, deszczem i niewygodami spania pod namiotem na ściernisku. Krótko mówiąc, można doświadczyć wszystkiego.


Rzecznik prasowy Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej, ks. Tomasz Płukarski. Fot. Krzysztof Wowk / Wowk Digital


W otwarciu wystawy udział wziął m.in. również prof. Bohdan Aniszczyk, przewodniczący Rady Miejskiej Wrocławia, który podzielił się wyjątkowym świadectwem. Przyznał, że dla niego pielgrzymka stanowiła dochodzenie od niewiary do wiary. – Pierwsze pielgrzymki były rozpoznaniem i miały charakter towarzyski. Był taki czas, że nieobecność na pielgrzymce bolała. Próbowałem zrozumieć, dlaczego tak intensywnie ją ludzie przeżywają, a po kilku latach mi samemu zaczęło jej brakować. Udział w niej był mi potrzebny, by w ciągu roku jakoś normalnie funkcjonować. Skończyło się to tym, że chyba w 1990 roku przyjąłem pierwszą komunię świętą. To owoc pielgrzymowania – wyznał.


Przewodniczący Rady Miejskiej Wrocławia, prof. Bohdan Aniszczyk. Fot. Krzysztof Wowk / Wowk Digital


Wystawa „HOMO VIATOR, czyli wyrusz w drogę! Czterdzieści lat Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej na Jasna Górę” to 22 plansze, na których zaprezentowano ponad 180 fotografii, w tym blisko 90 archiwalnych, głównie z lat 80. XX wieku. Poprzez tak bogato ilustrowaną wystawę autorzy chcieli pokazać m.in. fenomen pielgrzymowania, pielgrzymkową codzienność, jej znaczenie w latach 80. XX wieku, a także ludzi od lat zaangażowanych w jej organizację. Część zdjęć archiwalnych pochodzi ze zbiorów prywatnych i na wystawie zostały opublikowane po raz pierwszy. Są to m.in. niezwykle cenne fotografie z I Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej w 1981 roku autorstwa Ewa Stefaniak-Wójcik, czy z kolejnych w pierwszej połowie lat 80. XX wieku autorstwa m.in. Anny Borysko i Juliana Golaka. Na wystawie nie zabrakło też informacji m.in. o trudnych początkach organizacyjnych, przez jakie udało się przebrnąć dzięki nowo powstałej „Solidarności”, o ks. Stanisławie Orzechowskim, czyli legendarnym „Orzechu”, a także o znanych – dawniej lub obecnie – wrocławianach idących na Jasną Górę, w tym działaczach dawnej opozycji. Wśród znanych postaci pokazano m.in. Violettę Villas, którą na trasie wrocławskiej pielgrzymki uwiecznił wrocławski fotoreporter Mieczysław Michalak. Oprócz tego zaprezentowano trasę pielgrzymki, wyjaśniając dlaczego Trzebnica z grobem św. Jadwigi Śląskiej jest „po drodze” z Wrocławia do Częstochowy. Dzięki wystawie można także poznać rozmaite zwyczaje pielgrzymkowe i dowiedzieć się, co w pielgrzymkowym slangu oznacza „buda”, „szpica”, „propaganda” i „trupiarka”, a także czym jest „głupawka pielgrzymkowa” najsilniej objawiająca się w okolicach tzw. Przeprośnej Górki nieopodal Częstochowy.

– Archiwum zdjęć pielgrzymkowych jest dość bogate, m.in. dzięki Marcinowi Gruszeckiemu, który razem z Teresą Miodkową stanowił pierwszy zespół kronikarski Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej. Szczególnie zależało nam jednak na tym, by dotrzeć do zdjęć z 1981 roku, czyli z pierwszej pielgrzymki. Udało się dzięki wielkiemu zaangażowaniu wielu osób. Pielgrzymka jest tak specyficzną wspólnotą ludzi, którzy się znają i wspierają, że wystarczyło kilka telefonów, by wieść rozeszła się po mieście. Wkrótce zdjęcia „same” zaczęły do nas napływać – mówiła Kamilla Jasińska z Centrum Historii Zajezdnia, jedna z autorek wystawy. – Ogromny udział w powstaniu wystawy miał ks. Aleksander Radecki, który jest dobrym duchem tej wystawy. To on jest autorem m.in. wydanej w 1990 roku pierwszej książki poświęconej historii wrocławskiego pielgrzymowania na Jasną Górę. Dzięki jego pracy badawczej można go uznać za jednego z kronikarzy Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej – dodała.


Jedna z autorek wystawy, Kamilla Jasińska. Fot. Krzysztof Wowk / Wowk Digital


Wystawę przygotował zespół autorski w składzie: Kamilla Jasińska (Centrum Historii Zajezdnia), Mariusz Kłak (PPWr), ks. Aleksander Radecki (PPWr), Paweł Skrzywanek (Centrum Historii Zajezdnia), Wiesław „Kuzyn” Wowk (PPWr), Karol Żyromski (PPWr), a także ks. Tomasz Płukarski, rzecznik prasowy PPWr.


Oficjalne otwarcie wystawy pielgrzymkowej. Od lewej: Wiesław „Kuzyn” Wowk, ks. Tomasz Płukarski, dr Marek Mutor, Kamilla Jasińska, Aleksandra Surlej-Farys, prof. Bohdan Aniszczyk. Fot. Krzysztof Wowk / Wowk Digital


Na ulicy Świdnickiej wystawę można oglądać do 27 maja. Następnie do 11 czerwca będzie prezentowana przy kościele pw. Opatrzności Bożej (ul. Gubińska), od 13 do 25 czerwca przy kościele pw. św. Antoniego (ul. Kasprowicza), a od 27 czerwca do 9 lipca przy kościele pw. św. Rodziny (ul. Monte Cassino). Kolejnym miejscem prezentacji będzie Ostrów Tumski, gdzie wystawę będzie można oglądać do pierwszych dni sierpnia. Tam będzie towarzyszyła pielgrzymom wyruszającym w tym roku na 41. Pieszą Pielgrzymkę Wrocławską na Jasną Górę.


Wystawa przedstawia dzieje wrocławskich pielgrzymek na Jasną Górę w latach 1981-2020. Fot. Marcin Bradke / Centrum Historii Zajezdnia

Na 22 planszach zaprezentowano ponad 180 fotografii. Fot. Marcin Bradke / Centrum Historii Zajezdnia

Oficjalne otwarcie wystawy odbyło się 18 maja na ul. Świdnickiej, czyli w pierwszym miejscu prezentacji wystawy. Fot. Marcin Bradke / Centrum Historii Zajezdnia


oprac. Dział Wydawniczy
Centrum Historii Zajezdnia

Uczmy się Solidarności. Interaktywne lekcje online Centrum Historii Zajezdnia

Przenieśmy się do burzliwych polskich lat osiemdziesiątych. Przeżyjcie jeszcze raz radość i euforię Sierpnia 1980 oraz niepewność i strach stanu wojennego. Centrum Historii Zajezdnia zaprasza na wyjątkową wycieczkę w przeszłość. Zobaczcie na własne oczy, jak wyglądał początek końca komunizmu.

Dział Edukacji Centrum Historii Zajezdnia zaprasza nauczycieli historii oraz wiedzy o społeczeństwie do udziału w lekcjach online poświęconych najnowszej historii Polski. Oferta skierowana jest do uczniów szkół średnich.

W ramach zajęć nauczyciel otrzymuje kompletny produkt edukacyjny, który pozwoli mu na realizację całości tematów związanych z ostatnią dekadą komunizmu w Polsce. Składają się one z filmów edukacyjnych przeplatanych konwersatoriami. Tematy dyskusji mogą być przygotowane samodzielnie przez Dział Edukacji lub we współpracy z nauczycielem. Do zajęć dołączane są kody QR do testów w aplikacji Action Track, na podstawie których nauczyciel może wystawić oceny.

W skład zajęć wchodzą dwie lekcje trwające 45 minut każda. Pierwsza z nich skupia się na tematyce strajków w sierpniu 1980, aż do zakończenia tak zwanego "Karnawału Solidarności". Drugie zajęcia obejmują natomiast okres od wprowadzenia stanu wojennego, do wyborów czerwcowych w 1989 roku. Lekcje prezentują wydarzenia z historii Polski w kontekście wydarzeń z regionu Dolnego Śląska jak i historii świata.

Cena pakietu dwóch lekcji kosztuje 50 zł. Pojedyncze zajęcia to koszt 35 zł.
W zajęciach może brać udział do 40 uczestników.

Szczegółowych informacji dotyczących zajęć udziela Przemysław Góral.
Tel.: +48 731 915 251
Mail: przemyslaw.goral@zajezdnia.org

Nie żyje Profesor Bernard Jancewicz

Chyba nie było nikogo innego, kto o historii nazewnictwa miejskiego Wrocławia wiedziałby tyle, co On. Był emerytowanym profesorem fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Tak jak umiłował naukę, tak mocno kochał Wrocław, w którym mieszkał od najmłodszych lat. Od 1967 roku należał do Towarzystwa Miłośników Wrocławia i Komisji Nazewnictwa Ulic, której przez wiele lat był przewodniczącym. Profesor Bernard Jancewicz zmarł w niedzielę 16 maja w wieku 78 lat.


Prof. Bernard Jancewicz

Profesor Bernard Jancewicz. Fot. screen z materiału telewizyjnego TVN poświęconego Profesorowi


Bernard Jancewicz niemal przez całe życie związany był z Wrocławiem. Nie jest tajemnicą, że choć najprawdopodobniej urodził się w centralnej Polsce, to został odebrany rodzicom przez Niemców i skierowany na Dolny Śląsk w celu germanizacji. W jego metryce podano, że urodził się 15 maja 1943 roku w Breslau. Pierwsze trzy powojenne lata spędził w sierocińcu w Świdnicy, a potem został adoptowany przez polską rodzinę z Wrocławia.


Bernard Jancewicz w młodości. Po lewej ze swoim nieodłącznym notesem (1963), po prawej na kursie wychowawców kolonijnych (1963). Fot. Zbigniew Kletowski / zbiory prywatne

Bernard Jancewicz w młodości. Po lewej ze swoim nieodłącznym notesem (1963), po prawej na kursie wychowawców kolonijnych (1963). Fot. Zbigniew Kletowski / zbiory prywatne


W stolicy Dolnego Śląska chodził do szkoły i tu także narodziła się jego naukowa pasja, której poświęcił całe życie – fizyka teoretyczna. Zanim jednak oddał się jej w pełni, próbował sił w fotografii. Jeszcze jako uczeń II Liceum Ogólnokształcącego we Wrocławiu przejawiał duży talent w tej dziedzinie. Brał udział w zajęciach fotograficznych organizowanych przez Młodzieżowy Dom Kultury przy ul. Kołłątaja, a prowadzonych przez znanych fotografów m.in. Bożenę Michalik. Odwiedzał wystawy znanych fotografików i sam również brał udział w konkursach. W 1960 roku za jedną ze swoich prac zdobył główną nagrodę – profesjonalny aparat fotograficzny Werra Matt produkcji NRD. Jako licealista zaangażowany był ponadto w działalność Związku Harcerstwa Polskiego, był także członkiem samorządu szkolnego. Lubił wyprawy krajoznawcze po Dolnym Śląsku, chodził także po górach.


Wykonana przez Bernarda Jancewicza fotografia gmachu obecnego Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego, za którą w 1960 roku został nagrodzony w konkursie dla młodych fotografów. Fot. ze zbiorów Zbigniewa Kletowskiego

Wykonana przez Bernarda Jancewicza fotografia gmachu obecnego Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego, za którą w 1960 roku został nagrodzony w konkursie dla młodych fotografów. Fot. ze zbiorów Zbigniewa Kletowskiego


Bernard Jancewicz podczas wycieczek górskich: na Świnickiej Przełęczy w 1967 roku (po lewej) i na Kasprowym Wierchu w Tatrach w 1967 roku (po prawej). Fot. Zbigniew Kletowski / zbiory prywatne
Bernard Jancewicz podczas wycieczek górskich: na Świnickiej Przełęczy w 1967 roku (po lewej) i na Kasprowym Wierchu w Tatrach w 1967 roku (po prawej). Fot. Zbigniew Kletowski / zbiory prywatne


Przede wszystkim fizyka

Bernard Jancewicz był uczniem profesora Jana T. Łopuszańskiego (1923-2008) – wybitnego fizyka, twórcy polskiej szkoły kwantowej teorii pola. Na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii Uniwersytetu Wrocławskiego studiował w latach 1961-1966. W opinii swoich nauczycieli był jednym z najzdolniejszych studentów. Świadczy o tym także zachowany w uniwersyteckim Archiwum Jego indeks, w którym od góry do dołu widnieją oceny „bardzo dobry” i „bardzo dobry plus”, próżno szukać innych. Jeszcze w czasie studiów zdecydował, że chce podjąć pracę naukową, dlatego pozostał na uczelni. W 1974 roku uzyskał stopień naukowy doktora, w 1992 roku habilitację, a w 2002 roku został profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego. Specjalizował się w kwantowej teorii pola, algebrach Clifforda i zastosowaniach geometrii różniczkowej w elektrodynamice klasycznej. Wspólnie z Janem T. Łopuszańskim i Lorą Nikolovą opisał strukturę matematyczną ładunków, a wraz z Arkadiuszem Jadczykiem wykazał, że fotony można w ścisłym sensie lokalizować na pętlach.

W czasie pracy na uczelni pełnił wiele funkcji, w tym kierownika Zakładu Metod Matematycznych Fizyki (1992, 2002), zastępcy dyrektora ds. dydaktyki w Instytucie Fizyki Teoretycznej (1993-1997) oraz prodziekana ds. ogólnych i studenckich na Wydziale Fizyki i Astronomii (2002-2005). Był ponadto przedstawicielem wydziału w Komisji Bibliotecznej Uniwersytetu Wrocławskiego (1999-2002) oraz członkiem komisji dyscyplinarnej dla studentów (2005-2008).


Bernard Jancewicz z kolegą z uczelni, 1964 rok. Fot. Zbigniew Kletowski / zbiory prywatne
Bernard Jancewicz z kolegą z uczelni, 1964 rok. Fot. Zbigniew Kletowski / zbiory prywatne


Poza fizyką kwantową interesowały Go również metody matematyczne fizyki i nazewnictwo fizyczne, dlatego jako członek Polskiego Towarzystwa Fizycznego od wielu lat należał do Komisji Nazewnictwa Fizycznego PTF, której od 1995 roku był przewodniczącym. Dzięki Jego zaangażowaniu uporządkowano i usystematyzowano polskie nazewnictwo z zakresu fizyki. On sam – zawsze uważając, że obcojęzyczne sformułowania w języku polskim powinny mieć polskie odpowiedniki – był autorem wielu polskich nazw. Dzięki Niemu znajdujący się w Europejskim Ośrodku Badań Jądrowych CERN Large Hadron Collider, będący największą maszyną świata, zyskał obowiązującą do dziś polską nazwę – Wielki Zderzacz Hadronów.

Profesor Bernard Jancewicz z Uniwersytetem Wrocławskim związany był od czasu studiów. Ceniony dydaktyk i bardzo lubiany wykładowca, uchodził przy tym za bardzo dokładnego, skrupulatnego i zawsze perfekcyjnie przygotowanego do zajęć. Lubił pracę ze studentami, którzy cenili Go nie tylko za profesjonalizm, ciepłe i wyrozumiałe podejście, ale także cierpliwość oraz naukowe poczucie humoru. Kilkanaście lat temu został wybrany najżyczliwszym wykładowcą we Wrocławiu, otrzymał także Złoty Krzyż Zasługi (1987) oraz medal Komisji Edukacji Narodowej (1998). Nawet na emeryturze, na którą przeszedł w 2008 roku, był częstym gościem w Instytucie Fizyki Teoretycznej przy pl. Maxa Borna. Tam miał swój gabinet, w którym dwa lub trzy razy w tygodniu spotykał się nie tylko ze współpracownikami, ale i studentami, pomagając im w nauce i pracach dyplomowych, nadal prowadził także niektóre zajęcia. Jak sam mówił, współpracownicy uważali go za pedanta i korektora, bo lubił, gdy wszystko było uporządkowane. Właśnie dlatego od młodości pociągała go fizyka, bo była ona dla Niego synonimem ładu i porządku.


Profesor Bernard Jancewicz w Instytucie Fizyki Teoretycznej Uniwersytetu Wrocławskiego w 2020 roku. Fot. screen z materiału telewizyjnego TVN poświęconego Profesorowi

Profesor Bernard Jancewicz w Instytucie Fizyki Teoretycznej Uniwersytetu Wrocławskiego w 2020 roku. Fot. screen z materiału telewizyjnego TVN poświęconego Profesorowi


Był autorem prac naukowych, popularnonaukowych, a także podręcznika akademickiego i monografii: „Multivectors and Clifford Algebra in Electrodynamics” (Singapur 1988) oraz „Wielkości skierowane w elektrodynamice” (Wrocław 2000). Przez blisko 20 lat był też członkiem zarządu głównego Polskiego Towarzystwa Matematycznego, a także członkiem zarządu Oddziału Wrocławskiego PTF.

Toponimia – druga wielka pasja

Przez większość życia zamiłowanie do fizyki dzielił z umiłowaniem do swojego rodzinnego Wrocławia. Do Towarzystwa Miłośników Wrocławia wstąpił w 1967 roku. Był wówczas młodym 24-letnim asystentem, który pasję naukową chciał dzielić z działalnością na rzecz miasta. W tym samym roku przyłączył się do Komisji Nazewnictwa Ulic działającej w ramach TMW i został jej sekretarzem. Bardzo angażował się w prace komisji, a zadań przed nią stojących było wiele. To do Komisji Nazewnictwa Ulic TMW zwracały się władze miejskie Wrocławia z prośbą o zaproponowanie nazw m.in. dla nowo powstałych ulic i innych ciągów komunikacyjnych oraz przemianowanie nazw na terenach, które zostały włączone w granice administracyjne Wrocławia.

W październiku 1983 roku Bernard Jancewicz został przewodniczącym Komisji Nazewnictwa Ulic i pozostawał nim aż do śmierci, czyli przez blisko 40 lat, zapewniając tej instytucji szacunek, autorytet i uznanie w różnych kręgach. W tym czasie stał na straży zasad, jakimi kierowała się komisja. Pilnował m.in. tego, by w miarę możliwości zachowane były nazwy historyczne, szczególnie na obszarze Starego Miasta, by ulice położone blisko siebie miały nazwy o podobnym charakterze i nawiązywały do już istniejących (tzw. gniazda nazewnicze), by osoby i wydarzenia ważne dla Polski i Wrocławia upamiętniane były w sposób rozsądny, by nie nadawać nazw związanych z osobami żyjącymi, a także by nowe nazwy w miarę możliwości były spełnieniem postulatów zgłaszanych do KNU przez mieszkańców Wrocławia.
Także i w pracach komisji wyraźnie widoczne było zamiłowanie Profesora do ładu i porządku. Protokoły posiedzeń Komisji Nazewnictwa Ulic z czasów, gdy to On był sekretarzem, to dziesiątki stron zapisanych równym, starannym pismem z niezwykłą dokładnością, starannością o wszystkie szczegóły z przebiegu spotkania. Wprowadzone wówczas przez Niego standardy sporządzania protokołów, które od 1992 roku były tworzone już na komputerze, a nie ręcznie, obowiązują do dziś. Profesor, już jako przewodniczący KNU, osobiście akceptował każdy protokół i sporządzał oficjalne pisma m.in. do organów miejskich, dbając przy tym o zachowanie zasad poprawnej polszczyzny, ortografii, interpunkcji i dobrego stylu.


Jeden z protokołów posiedzenia Komisji Nazewnictwa Ulic TMW z 1968 roku sporządzony przez Bernarda Jancewicza. Fot. ze zbiorów Towarzystwa Miłośników Wrocławia

Jeden z protokołów posiedzenia Komisji Nazewnictwa Ulic TMW z 1968 roku sporządzony przez Bernarda Jancewicza. Fot. ze zbiorów Towarzystwa Miłośników Wrocławia


Szczegółowo sporządzane już od lat 60. XX wieku protokoły i skrupulatnie prowadzona przez Profesora dokumentacja prac Komisji Nazewnictwa Ulic pozwoliła Mu na przygotowanie wielu opracowań dotyczących toponimii miejskiej. Liczne artykuły o zmianach nazw ulic wprowadzonych na bieżąco były przez wiele lat publikowane m.in. w wydawanych przez Towarzystwo Miłośników Wrocławia „Kalendarzach Wrocławskich” oraz w lokalnej prasie. Profesor był jednym z inicjatorów popularnonaukowej sesji „Nazwy ulic Wrocławia”, jaka odbyła się w 1996 roku w ramach obchodów 40-lecia Towarzystwa Miłośników Wrocławia. Pokłosiem tej konferencji jest m.in. zbiorowa publikacja pod redakcją Jego oraz Leonarda Smołki („Nazwy ulic Wrocławia”, Wrocław 2000).

Nie ujmując nic historykom i językoznawcom, to właśnie Profesor Bernard Jancewicz był wybitnym znawcą powojennej historii miejskiego nazewnictwa we Wrocławiu. Doskonale znał topografię miasta, z pamięci potrafił podać okoliczności ustanowienia niemal wszystkich nazw, znał przy tym losy wielu z nich, w tym także ich pomysłodawców. Zainicjował i skrupulatnie tworzył tzw. bank nazw i dbał o to, by pomysły w nim zapisane w miarę możliwości urzeczywistniały się w postaci nowo wprowadzanych nazw. Sam Profesor był autorem przynajmniej kilkudziesięciu nazw wrocławskich ulic i innych ciągów komunikacyjnych, które obowiązują do dzisiaj.

Komisja Nazewnictwa Ulic pod przewodnictwem Bernarda Jancewicza w samym tylko XXI wieku w latach 2001-2019 przedstawiła władzom miejskim Wrocławia ponad 300 nazw ulic i placów, z których ponad 200 zostało zatwierdzonych przez Radę Miejską Wrocławia. W sumie około 85 proc. obowiązujących obecnie nazw ulic, placów, osiedli, parków, mostów i innych obiektów topograficznych powstało z inicjatywy lub przy merytorycznym wsparciu komisji, której przez ponad pół wieku członkiem był Profesor Bernard Jancewicz.


Jedną z ulic, która swoją nazwę zawdzięcza Profesorowi Bernardowi Jancewiczowi, jest ulica Bałtycka we Wrocławiu. Fot. screen z materiału telewizyjnego TVN poświęconego Profesorowi
Jedną z ulic, która swoją nazwę zawdzięcza Profesorowi Bernardowi Jancewiczowi, jest ulica Bałtycka we Wrocławiu. Fot. screen z materiału telewizyjnego TVN poświęconego Profesorowi


Wrocław ponad wszystko

Profesor Bernard Jancewicz do Towarzystwa Miłośników Wrocławia należał od 54 lat. Przez wiele lat był członkiem zarządu i prezydium TMW. Od 2005 roku był przewodniczącym Kapituły Odznaczeń TMW. To właśnie ta kapituła przyznaje najwyższe odznaczenia Towarzystwa Miłośników Wrocławia m.in. Laur Wrocławia i Diament Wrocławia. W 1999 roku został Honorowym Członkiem Towarzystwa Miłośników Wrocławia. Przyznano Mu także Wawrzyn Wrocławia – nagroda dla członków Towarzystwa za szczególne zaangażowanie na rzecz miasta. Także i władze miejskie Wrocławia doceniły działalność Profesora, przyznając mu w styczniu tego roku medal „Zasłużony dla Wrocławia – Merito di Wratislavia”.


Profesor Bernard Jancewicz (pierwszy od prawej) i prezydent Wrocławia Jacek Sutryk podczas gali wręczenia medali „Zasłużony dla Wrocławia – Merito di Wratislavia”, 26 stycznia 2021 roku. Fot. za: www.wroclaw.pl

Profesor Bernard Jancewicz (pierwszy od prawej) i prezydent Wrocławia Jacek Sutryk podczas gali wręczenia medali „Zasłużony dla Wrocławia – Merito di Wratislavia”, 26 stycznia 2021 roku. Fot. za: www.wroclaw.pl


Profesor Bernard Jancewicz – przewodniczący Kapituły Odznaczeń Towarzystwa Miłośników Wrocławia podczas jednej z dorocznych uroczystości wręczenia Lauru Wrocławia, 22 września 2017 roku. Fot. Jan Józków / Towarzystwo Miłośników Wrocławia
Profesor Bernard Jancewicz – przewodniczący Kapituły Odznaczeń Towarzystwa Miłośników Wrocławia podczas jednej z dorocznych uroczystości wręczenia Lauru Wrocławia, 22 września 2017 roku. Fot. Jan Józków / Towarzystwo Miłośników Wrocławia


Działalność w Towarzystwie Miłośników Wrocławia to nie jedyna forma społecznego zaangażowania Profesora Bernarda Jancewicza. W 2015 roku był jednym z członków-założycieli Uniwersyteckiego komitetu ds. opieki nad grobami osób zasłużonych dla Uniwersytetu Wrocławskiego. Od tego czasu każdego roku, bez względu na pogodę, z ogromnym zaangażowaniem uczestniczył w akcji #AkademickiZniczPamięci, sprzątając dziesiątki grobów pracowników uczelni na wielu wrocławskich cmentarzach.

Jesienią 2020 roku o Profesorze zrobiło się głośno w całym kraju, gdy w mediach społecznościowych pojawiło się Jego zdjęcie z komentarzem internauty: „Przypadkowo szedłem dziś za tym nieznajomym panem ulicą Szybowcową na osiedlu Kosmonautów […]. Widziałem, jak po drodze zbierał porzucone na trawniku papiery i puszki po napojach, po czym wyrzucał je do koszy na śmieci”. Profesor Bernard Jancewicz został natychmiast rozpoznany, po czym pojawiła się lawina wpisów na temat jego niezwykłej obywatelskiej postawy. Internauci z uznaniem wypowiadali się na temat Jego zachowania, zaś On sam, będąc niezwykle skromnym i uczynnym człowiekiem, nie widział w tym nic nadzwyczajnego. Gdy TVN zwrócił się do niego z propozycją zrealizowania na ten temat materiału telewizyjnego, zgodził się jedynie dlatego, że bardzo liczył na to, iż relacja telewizyjna zachęci innych do dbania o środowisko. „Po co ten cały raban, to przecież jest normalna rzecz” – mówił przed kamerą w programie TVN, dodając, że w wielu kręgach jest uważany za pedanta. Zobacz materiał telewizyjny zrealizowany w październiku 2020 roku przez TVN.


Zdjęcie i wpis, które we wrześniu 2020 poruszyły media społecznościowe. Fot. za: www.facebook.com
Zdjęcie i wpis, które we wrześniu 2020 poruszyły media społecznościowe. Fot. za: www.facebook.com

W niedzielę 16 maja 2021 roku 78-letni Profesor Bernard Jancewicz po dwóch tygodniach przegrał walkę z Covid-19. Jego śmierć poruszyła wiele osób, w tym przyjaciół i znajomych z uczelni oraz Towarzystwa Miłośników Wrocławia. W zmarłym uczonym Wrocław stracił wybitnego specjalistę i wielkiego społecznika aktywnego na wielu polach do ostatnich chwil życia…

Kamilla Jasińska
kierownik Działu Wydawniczego
Centrum Historii Zajezdnia

_

Za pomoc w przygotowaniu wspomnienia autorka składa podziękowania współpracownikom oraz przyjaciołom zmarłego Profesora: Janowi Józkowowi, profesorowi Zbigniewowi Kletowskiemu, Ewie Kłapcińskiej, Zbigniewowi Magdziarzowi, profesorowi Robertowi Olkiewiczowi, Stanisławowi Surmie oraz wszystkim członkom Komisji Nazewnictwa Ulic przy Towarzystwie Miłośników Wrocławia.

Debata wokół „Listów Milenijnych”. Cykl spotkań naukowych online

Centrum Historii Zajezdnia zaprasza na cykl spotkań naukowych poświęconych książce „Listy Milenijne” autorstwa dr. hab. Wojciecha Kucharskiego. Podczas trzech debat 11, 18 i 25 maja naukowcy pochylą się nad Orędziami wystosowanymi w 1965 r. przez biskupów polskich do biskupów na całym świecie w tym szczególnie nad „Orędziem biskupów polskich do ich niemieckich braci” oraz jego historycznym i aktualnym znaczeniem

„Listy Milenijne” zawierają opracowanie oraz edycję w postaci fotokopii i tłumaczenia na język polski wszystkich listów jakie polscy biskupi przygotowali w 1965 r. i rozesłali do papieża, episkopatów na całym świecie i wspólnot chrześcijańskich. Najbardziej znanym dokumentem było, napisane przez arcybiskupa wrocławskiego Bolesława Kominka, „Orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich”, ze słynnym zdaniem „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Historycy nie znali dotąd treści zawartych w pozostałych listach ani ich autorów oraz okoliczności ich powstania.

Dzięki bardzo szerokiej kwerendzie w 61 archiwach zagranicznych i 19 krajowych udało się zidentyfikować 65 adresatów, dla których przygotowano listy. Autor Wojciech Kucharski zidentyfikował 16 listów skierowanych do indywidualnych adresatów (w tym do papieża Pawła VI oraz biskupów Anglii, Austrii, Belgii, Francji, Irlandii, Kanady, Hiszpanii, Niemiec, Libanu, Szkocji, Szwajcarii, Stanów Zjednoczonych i Włoch oraz do Światowej Rady Kościołów w Genewie i Patriarchy Atenagorasa) oraz pięć szablonów w różnych językach, które wysłano do pozostałych odbiorców. W książce zaprezentowano także reakcje na te przesłania (odnaleziono między innymi odpowiedzi patriarchy Atenagorasa i kard. Josyfa Slipyja) oraz skalę zaangażowania biskupów na całym świecie w organizację uroczystości milenijnych.

Pretekstem do majowych spotkań będą „Listy Milenijne” rozumiane jako jedno z największych przedsięwzięć obszaru dyplomacji publicznej powojennej historii Polski. W książce po raz pierwszy opublikowano wszystkie listy, które polscy biskupi wysłali do episkopatów całego świata w związku ze zbliżającymi się obchodami Milenium Chrztu Polski.

Majowe spotkania odbędą się w trybie online i będą transmitowane w serwisach Facebook i Youtube Centrum Historii Zajezdnia.

11 maja 2021 r., godz. 18.00 | Rola Kościoła katolickiego w Polsce w przestrzeni międzynarodowej

Uczestnicy: ks. prof. Jan Mikrut, dr hab. Wojciech Kucharski, prof. Joanna Kulska, Piotr Samerek.
Prowadzący: dr Wojciech Biliński.

18 maja 2021 r., godz. 18.00 | Nie tylko Orędzie – listy milenijne jako wyraz zaangażowania Kościoła w Polsce w budowanie przestrzeni do dialogu
(Organizator: Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego)

Uczestnicy: prof. Michał Białkowski, dr hab. Wojciech Kucharski, dr hab. Paweł Skibiński.
Prowadzący: Grzegorz Polak.

25 maja 2021 r., godz. 18.00 | Orędzie do biskupów niemieckich na nowo odczytane

Uczestnicy: prof. Waldemar Czachur, dr hab. Wojciech Kucharski, dr hab. Robert Żurek.
Prowadzący: dr Andrzej Grajewski.

KOŻ

parking out of use

Our parking are not available for visitors on May 16

Zmiany w dostępności parkingu

Jeśli wybierasz się do Zajezdni 16 maja skorzystaj z transportu publicznego.

Wiosna sprzyja wydarzeniom plenerowym, tak jest i w Zajezdni. W najbliższą niedzielę 16 maja nasz parking opanują uczestnicy Samochodowego Rajdu Ulicznego. Z tego powodu nasz parking w tym dniu będzie niedostępny dla naszych odwiedzających. Polecamy w tym dniu transport publiczny. Czym można dojechać do nas:
tramwajem linii nr 4, 5, 11, 14
autobusem linii nr 126, 134, 602

Przystanek Bzowa (Centrum Zajednia)

Wirtualna noc muzeów

Noc muzeów to Twoje ulubione święto? My też je bardzo lubimy dlatego świętujemy cały tydzień (zobacz: Dni otwarte Zajezdni)

Jeśli jednak nie wyobrażasz sobie tej wyjątkowej nocy w roku bez zwiedzenia ciekawej wystawy, to zapraszamy Cię do odwiedzenia nas wirtualnie (nabierz apetytu na przygodę i odwiedź nas na realu).

Jak świętować wirtualnie? Mamy kilka propozycji:

1. Zwiedzanie z kuratorem drem hab. Wojciechem Kucharskim

2. Wystawa 360? Tak to możliwe, nie tylko dla szczęśliwych posiadaczy gogli VR. Zabierzemy Cię w wirtualną przygodę wraz z naszymi przewodnikami:
Polska na rozdrożu 1918-1945
Obce miasto. 1945-1948
Utrwalanie władzy „ludowej”, a głos zza żelaznej kurtyny. 1945-1956
Polska, a w niej miasto nad Odrą. 1956-1979
Solidarny Wrocław. 1980-1989
Miasto Spotkań 1989-dziś

A jeśli masz już dość online i chcesz nas odwiedzić, poznać „na żywo” to przypominamy o Dniach otwartych do 18 maja zapraszamy wszystkich za darmo.

Nasze godziny otwarcia, ceny biletów inne cenne informacje
www.zajezdnia.org/zwiedzanie

Jesteśmy dla Ciebie na żywo i wirtualnie, świętujmy razem!

© Centrum Historii Zajezdnia 2023 All right reserved.